Forum Angel of Music Strona Główna Angel of Music
Forum poświęcone Upiorowi Opery
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zaklęty Anioł

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Angel of Music Strona Główna -> Twórczość phanów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:42, 20 Sty 2007    Temat postu: Zaklęty Anioł

Wklejam, bo może ktoś jeszcze nie czytał, a ma ochotę na sześćdziesięciostronicowego tasiemca z córką Christine w roli głównej. Przyznaję, że z tego „dzieła” jestem raczej średnio dumna, ale przecież człowiek uczy się cale życie Wink


Prolog

Christine obudziła się zlana potem. W pokoju było duszno. Brakowało jej powietrza. Wstała z łóżka i podeszła do okna, które otworzyła na oścież. Chłodne, nocne powietrze wpadło do środka.
- Kochanie, dlaczego nie śpisz? – usłyszała zaspany głos swojego męża.
- Wstałam tylko otworzyć okno. Tobie też jest tak gorąco?
Ciche pochrapywanie Raula musiało starczyć jej za odpowiedź.
Christine zapatrzyła się w granatowe niebo, na którym migotały setki gwiazd. Dopiero teraz zauważyła, że cała się trzęsie. Wzięła kilka głębokich oddechów, starając się uspokoić. Wiedziała, że nadmierny stres może zaszkodzić malutkiej istotce, którą nosiła w sobie, lecz nic nie mogła poradzić na koszmary, dręczące ją prawie co noc.
W każdym z tych strasznych snów wbijała sztylet w serce Eryka. Co noc zabijała swojego Anioła Muzyki. Widziała straszną, zdeformowaną twarz wykrzywioną grymasem bólu i jego usta bezgłośnie mówiące: „Zabiłaś mnie, Christine”.
Choć minęły już ponad cztery lata, od kiedy widziała go ostatni raz, stojącego samotnie pośrodku swojego „domu”, podczas gdy ona odpływała z Raulem, nadal słyszała w myślach jego głos, a obraz odrażającej twarzy wcale nie zbladł w jej pamięci. Christine wiedziała, że już nigdy się od niego nie uwolni.
Kiedy tak stała w oknie, starając się uporać z przeszłością, poczuła natarczywe kopanie swojego dziecka. Odniosła wrażenie, że maleństwo stara się dodać jej odwagi, mówi, żeby się nie martwiła. Przekonywało ją, że postąpiła słusznie zdradzając Eryka.
Głaszcząc swój brzuch, uśmiechnęła się po raz pierwszy od wielu dni.



Osiemnaście lat później...

Emilie stała na progu swojego rodzinnego domu, nie mogąc doczekać się, kiedy wreszcie będzie mogła wsiąść do powozu. Niestety, rodzice nie chcieli tak szybko pożegnać się ze swoją jedynaczką. Matka nawet zasugerowała, że powinni przenieść się całą rodziną do Paryża, skoro Emilie jest tak bardzo zdecydowana na wyprowadzkę. Szczerze mówiąc, dziewczyna powiedziała, że ucieknie z domu, jeśli rodzice nie pozwolą jej jechać. Zarówno matka, jak i ojciec wiedzieli, że ich córka jest w stanie spełnić swoją groźbę, więc nie pozostało im nic innego, jak dać jej błogosławieństwo na drogę. Zaopatrzyli Emilie w pokaźną sumkę i zapewnili mieszkanie u dawnej przyjaciółki matki.
Dziewczyna była w Paryżu tylko raz, w wieku dziesięciu lat i od tamtej pory marzyła, aby się tam przenieść. Miasto dawało jej tyle możliwości! Będzie mogła uczyć się śpiewu u największych mistrzów. Codziennie będzie chodzić na koncerty do opery, a być może uda się jej dostać tam pracę. Rodzice, co prawda, nie pochwalali planów Emilie, zwłaszcza matka błagała, aby dziewczyna została na prowincji i zrezygnowała z muzyki.
Emilie wiedziała, że matka mogła stać się wielką diwą operową, lecz z niewiadomych powodów przerwała karierę i całkowicie zmieniła tryb życia. Christine twierdziła, że wolała spokojne życie u boku mężczyzny, którego kochała, niż blask sławy, co Emilie zawsze kwitowała pobłażliwym uśmiechem, mówiąc, że jeśli ona dostanie taką szansę, to będzie wolała zaprzedać duszę diabłu niż z niej zrezygnować.
Christine nigdy nie rozumiała swojej szalonej córki. Emilie lubiła przygody i ryzyko. Chciała być podziwiana. Miała cięty język i oryginalne poczucie humoru. Po matce odziedziczyła jednak niebanalny głos oraz zamiłowanie do muzyki, co martwiło Christine i Raula, gdyż wiedzieli, że ich córka szybko wyfrunie spod ich opiekuńczych skrzydeł w wielki świat. A matka, wciąż pamiętając własną młodość, drżała na myśl, co może przydarzyć się Emilie, która zawsze sama pakowała się w kłopoty. Raul, co prawda twierdził, że ich córka lepiej zna się na ludziach niż Christine i nie da sobie zrobić krzywdy, lecz zmartwionej matki wcale to nie przekonywało.
Kiedy wreszcie Emilie znalazła się w powozie, który ruszył na północ, odetchnęła z ulgą. Choć bardzo kochała rodziców, czasami działali jej na nerwy. To pożegnanie nie musiało być tak dramatyczne! Przecież nie jedzie na koniec świata.


Emilie bardzo szybko zadomowiła się w nowym miejscu, zwłaszcza, że przyjaciółka matki, Meg Durable okazała się bardzo miłą osobą. A z jej córką Karen, dziewczyna od razu się zaprzyjaźniła.
I choć Emilie nigdy by się do tego nie przyznała, bardzo tęskniła za domem i rodzicami. W końcu od urodzenia nie rozstawała się z nimi na dłużej niż kilka dni. Dziewczyna, mimo swoich osiemnastu lat, nadal była dzieckiem. Nie interesowały jej stroje, fryzury, ploteczki ani płeć przeciwna. Choć jej uroda, przyciągała wielu potencjalnych kandydatów na męża, Emilie tylko śmiała się z tego zainteresowania.
Dziewczyna była podobna do swojej matki. Te same kasztanowe, kręcone włosy, które zawsze uplatała w kok, aby jej nie przeszkadzały i duże, brązowe oczy. Nie była jednak dokładną kopią Christine, gdyż miała delikatniejsze rysy twarzy i drobniejsze usta. Na swój wygląd niewiniątka nabrała już wiele osób.


W drugim tygodniu pobytu u państwa Durable, Emilie udała się na swoją pierwszą lekcję muzyki do Monsieur Roux. Mężczyzna był kawalerem w podeszłym wieku, który miał denerwujący zwyczaj drapania się po głowie, lecz, mimo wszystko, był bardzo ceniony w kręgach muzyków.
Zajęcia miały się odbywać u profesora w domu, przez co Emilie była zmuszona jeździć trzy razy w tygodniu na drugi koniec miasta.
- Emilie de Chagny – powiedział Roux na powitanie. – Chyba miałem przyjemność poznać twoją matkę. Miała oryginalny głos. Żyje jeszcze?
- Matka? Tak, żyje – odpowiedziała Emilie, która zaczęła podejrzewać, że staruszek jest trochę zwariowany.
- Mój Boże, to jednak nie zginęła w starej operze?
- Jakiej operze?
- Populaire. Byłem wtedy na przedstawieniu, kiedy wybuchł pożar. To doprawdy wstrząsające... – staruszek pogrążył się w swoich myślach, wpuszczając Emilie do środka.
Choć Roux był dziwakiem, znał się na muzyce i potrafił nauczać. Emilie już po kilku lekcjach zaczęła robić postępy. Bardzo ją to ucieszyło, gdyż chciała dostać jakąś rolę w operetce „Orfeusz w piekle” Offenbacha, a przesłuchanie miało się odbyć za półtora miesiąca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caille dnia Nie 17:17, 21 Sty 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fellka



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 467
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kąt Opery Garnier

PostWysłany: Sob 20:55, 20 Sty 2007    Temat postu:

Czytałam to wcześniej, ale nie zaszkodzi odświeżyć pamięci.
Mam tylko jedną uwagę: ostatnie zdanko ciągnie się w nieskończoność, lepiej byłoby zropbić z niego conajmniej dwa Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kuncyfuna



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 21:03, 20 Sty 2007    Temat postu:

Powinnas ksiazki wydac!! Na serio mowie!! Pomysl kiedys o tym! A co do tego ostatniego zdania, to rzeczywiscie troche dlugie..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kuncyfuna



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 22:13, 20 Sty 2007    Temat postu:

Fajnie sie zaczyna Smile Czkeam na dlasze czesci

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:18, 21 Sty 2007    Temat postu:

Zgodnie z zaleceniami skróciłam trochę tamto zdanie;)

Pewnej słonecznej niedzieli Emilie wybrała się na spacer z Karen i jej przyjacielem, Louisem. Młodzi chcieli pokazać swojej koleżance z prowincji stolicę Francji.
Po zwiedzeniu pałacu królewskiego - Palais-Royal i Luwru, kiedy już zmęczeni wracali do domu, musieli przejść przez rue Scribe, gdzie uwagę Emilie zwrócił duży, zaniedbany budynek, z pięknymi ornamentami na fasadzie.
- Co to za dom? – spytała.
- Stara Opera. Po pożarze już jej nie odnowili – odpowiedziała jej Karen.
- Pupulaire? Chyba Roux mi o niej mówił.
- Taaak. Roux pewnie myślał, że tam występujesz. Przyjmij do wiadomości, Emilie, że on nie jest wiarygodnym źródłem informacji – powiedział Louis.
- Ale profesor również wspominał o pożarze.
- To dziwny zbieg okoliczności.
Młodzi zatrzymali się przed wejściem do Opery, podziwiając bogato zdobione drzwi.
- Może zajrzymy do środka? – spytał Louis.
- Dobry pomysł – poparła go Emilie, jak zwykle żądna przygód.
- Drzwi na pewno są zamknięte – powiedziała Karen, która była trochę mniej odważna.
- Przecież nie wejdziemy od frontu. Ktoś może nas zobaczyć. Na tyłach powinno być jeszcze jedno wejście – odparł Louis i przyjaciele weszli na podwórko Opery.
Chłopak za pomocą spinki do włosów jednej z dziewcząt włamał się do małych, prawie niezauważalnych drzwi. Emilie pierwsza weszła do Opery. W środku budynek wyglądał gorzej niż na zewnątrz. Szare, osmolone ściany zdobiły pajęczyny, a na podłodze walały się tumany kurzu. Przez otwory okienne wlatywały gołębie, które zrobiły sobie gniazda na wyższych piętrach. Niewątpliwie wspaniały niegdyś hol, robił teraz przygnębiające wrażenie.
- Nie podoba mi się tutaj – powiedziała Karen. – Lepiej wracajmy.
- Za chwilę – odpowiedziała Emilie. – Chcę tylko zobaczyć scenę.
- Ja wracam.
Karen opuściła Operę, a Emilie i Louis weszli po szerokich, wygodnych schodach prowadzących do podwójnych drzwi, które otworzyły się, kiedy oboje naparli na nie z całych sił.
- I oto jesteśmy w sercu Opery – powiedziała dziewczyna, widząc setki zniszczonych krzeseł, zakurzone rzeźby na ścianach i kolumnach oraz scenę w głębi.
- Będę pierwszą osobą od wielu lat, która tu zaśpiewa.
Emilie wdrapała się na scenę. Nie zwracając uwagi na złowieszcze skrzypienie podłogi, zaczęła spacerować oglądając strzępy dekoracji z ostatniego przedstawienia.
Nagle jedna z desek nie wytrzymała ciężaru Emilie i załamała się, zakleszczając nogę dziewczyny po samo udo.
- Ratunku! – zaczęła krzyczeć w przypływie paniki. – Louis wydostań mnie stąd!
- Poczekaj chwilę, nie mogę do ciebie podejść, bo ta podłoga całkiem się zawali.
- Chyba mnie tu nie zostawisz?
- Ja poszukam jakieś liny. Poczekaj na mnie i nigdzie nie idź - Louis w przypływie paniki nie wiedział dokładnie co mówi, na szczęście jednak potrafił działać logicznie.
Kiedy chłopak wybiegł z sali, Emilie, chcąc za wszelką cenę się wydostać, zaczęła się szarpać, co nie było dobrym pomysłem, gdyż deska, na której trzymała lewą nogę również pękła z głośnym trzaskiem i dziewczyna poczuła, że traci grunt pod nogami. Lecąc w dół pomyślała, że jeśli przeżyje to na zawsze zrezygnuje z przygód.
Lądowanie okazało się bardzo bolesne, jednak wbrew obawom, Emilie przeżyła i nawet niczego sobie nie połamała. Leżała przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w dziurę w suficie, przez którą przedostawało się światło, dzięki czemu pomieszczenie nie było skąpane w mroku. Emilie z trudem odwróciła głowę w prawą stronę, lecz nie zobaczyła nic, prócz szarej ściany. Pomieszczenie, w którym się znalazła nie było chyba zbyt duże.
- Już myślałem, że się zabiłaś – usłyszała jakiś obcy głos, lecz nie była w stanie ustalić skąd dochodzi.
- Przez chwilę i ja tak myślałam – odparła podźwigając się do pozycji siedzącej.
- Czy mógłby mi pan pomóc? – spytała, jednocześnie rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu.
Nagle z mroku wyłoniła się jakaś sylwetka. Emilie zobaczyła mężczyznę w białej masce zasłaniającej połowę twarzy, ubranego w czarny frak. Nieznajomy wpatrywał się w dziewczynę z dużym zainteresowaniem, co zresztą nie było takie dziwne, w końcu nieczęsto ktoś spada z sufitu.
- Nie sądzę, aby moja pomoc była konieczna – odpowiedział. – Na pewno zaraz przyjdzie twój znajomy.
- Mam nadzieję – burknęła Emilie, wściekła na mężczyznę.
Po kilku minutach przedłużającego się milczenia, w ciągu których Emilie rozcierała bolącą kostkę, nieznajomy powiedział:
- Przypominasz mi kogoś, kogo kiedyś znałem.
- No proszę, a myślałam, że jestem jedyna w swoim rodzaju – odburknęła dziewczyna, cały czas wściekła.
- Zapewniam cię, że jest dużo takich kąśliwych dziewcząt jak ty. I widzę, że twoje podobieństwo do tamtej kobiety jest tylko fizyczne.
Od czasu kiedy Emilie wpadła do tego pomieszczenia, nieznajomy nie spuszczał z niej wzroku, co dziewczynę bardzo peszyło. Zakłopotanie zastąpiło miejsce złości.
- Tamta była łagodną panienką? – spytała Emilie.
- Owszem. I chyba nie wyszła na tym najlepiej.
Mężczyzna podszedł bliżej, dzięki czemu Emilie mogła mu się lepiej przyjrzeć. Był szczupły i wysoki, mógł mieć około trzydziestu-trzydziestu pięciu lat. Miał czarne włosy, zaczesane gładko do tyłu i głęboko zarysowane rysy twarzy, a przynajmniej tej połowy, którą widziała.
- Nie chcę być wścibska, ale dlaczego nosi pan maskę?
- Bo nie chcę, aby ktoś oglądał to, co mam pod nią. – Mężczyzna szybko zmienił temat. – Posiadasz jakieś imię?
- Emilie de Chagny, jeśli to pana interesuje.
Kiedy nieznajomy usłyszał jej nazwisko, gwałtownie nabrał powietrza i cofnął się kilka kroków do tyłu.
- Coś się stało? – spytała Emilie.
- Po co tu przyszłaś? Chyba nie z polecenia Christine?
- Christine? Nie, moja matka o niczym nie wie. Pan ją zna?
- Owszem. To do niej jesteś podobna – wyjaśnił nieznajomy zduszonym głosem.
- Dziwne, nigdy nie opowiadała mi o mężczyźnie w masce.
- Chyba nie powinienem się temu dziwić – tajemniczy przyjaciel matki uśmiechnął się gorzko. – Uczyłem ją śpiewu. To dzięki mnie odniosła sukces.
- Emilie, Emilie! – nagle usłyszeli wołanie Louisa.
- Jestem tutaj! Podłoga się pode mną załamała – odkrzyknęła dziewczyna.
Nieznajomy cofnął się w kąt. Emilie odniosła wrażenie, że nie chce się spotkać z Louisem.
- Jak się pan nazywa? – wyszeptała.
- Mam na imię Eryk – odparł mężczyzna i niepostrzeżenie rozpłynął się w cieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kuncyfuna



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Nie 17:26, 21 Sty 2007    Temat postu:

Fajnie, ze doprowadzilas do spotkania Emilie z Upiorem Very Happy Czekam na dalsza czesc

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:32, 26 Sty 2007    Temat postu:

Po spotkaniu z tajemniczym Erykiem, Emilie straciła na jakiś czas ochotę do przygód. Większość dnia spędzała w operze, przyglądając się próbom i ćwicząc swój głos. Niedługo miały odbyć się przesłuchania do roli Diany w operetce „Orfeusz w piekle”. Reżyser szukał świeżej krwi i Emilie uważała, że jest to dla niej wielka szansa.
Karen i Louis, którzy z muzyką mieli niewiele wspólnego, twierdzili, że dziewczyna jest trochę obłąkana i, że jeśli będzie tak intensywnie ćwiczyć, to w końcu straci głos. Emilie zdawała sobie z tego sprawę, lecz nie potrafiła przystopować.
Tym większa była jej rozpacz, kiedy, na dwa tygodnie przed przesłuchaniem, zachorował Monsieur Roux. Wracając do domu, po tym jak nauczyciel poinformował ją słabym głosem, o odwołanych lekcjach i szybko zatrzasnął drzwi od swojego mieszkania, Emilie miała wrażenie, że świat się zawalił. Przecież musiała mieć kogoś, kto by z nią ćwiczył!
Szła powoli w stronę domu, a wielkie łzy spływały jej po policzkach. Emilie płakała bardzo rzadko, nawet w dzieciństwie, lecz tym razem tragedia była tak straszna, że nie mogła się powstrzymać. Przez tyle lat marzyła o wystąpieniu na deskach opery, a kiedy niewiele brakowało, żeby urzeczywistnić to marzenie, przez brak nauczyciela mogła wszystko stracić.
Nagle jakiś obdarty podrostek zawołał za nią:
- Beksa! Taka stara a płacze!
To ją trochę otrzeźwiło. Szybko otarła łzy, napływające cały czas do oczu, jednocześnie postanawiając, że tak łatwo się nie podda. W końcu jest Emilie de Chagny! Czy grypa starszego pana ma zaprzepaścić wszystkie jej plany? Niedoczekanie! Musi znaleźć sobie innego nauczyciela. Tylko kogo? Ponoć Roux był jednym z najlepszych.
Idąc tak i rozmyślając, bezwiednie zatrzymała się przy wystawie z zabawkami. Jej uwagę przykuła maska z groteskowo wykrzywionymi ustami. To przypomniało jej tego dziwacznego Eryka z Opery. Doprawdy, to najoryginalniejsza postać, jaką miała okazję poznać! Aż dziw bierze, że jej cnotliwa matka zadawała się z kimś takim. I do tego jeszcze uczył ją śpiewać!
Kiedy do Emilie dotarł sens słów, które w myślach mówiła, krzyknęła głośno, zwracając tym uwagę kilku przechodniów.
- Czy coś się stało, panienko? – zapytał jakiś starszy, siwy pan.
- Nie często człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest głupi – odparła Emilie i pobiegła na rue Scribe.



Nie miała pewności, że Eryk będzie w Operze. Właściwie to bardzo wątpiła, że go tam znajdzie, ale musiała próbować. W końcu była to jej ostatnia deska ratunku.
Włamała się do tylnych drzwi budynku i weszła do holu. Tam zatrzymała się, nie wiedząc, dokąd dalej iść. Po długim namyśle zdecydowała, że uda się do sali przedstawień, choć wspomnienie bolesnego upadku ostudziło jej zapał.
Jak można się było tego spodziewać, sala była pusta. Emilie poszła w kierunku sceny, lecz nie zdobyła się na odwagę, aby na nią wejść i zajrzeć przez dziurę w podłodze do pomieszczenia, w którym ostatnio widziała Eryka. Wiedziała, że na pewno można dostać się tam w inny sposób, niestety dziewczyna nie miała pojęcia jak. Bała się, że jeśli zacznie przeczesywać operę w poszukiwaniu Człowieka W Masce, to w końcu się zgubi. Budynek był przecież taki ogromny!
Dopiero teraz dotarło do niej jaka była naiwna. Przecież ten cały Eryk mógł z niej zakpić. Wcale nie miała pewności, że jego słowa były prawdziwe. Zresztą, gdyby był takim dobrym nauczycielem, to na pewno by o nim gdzieś słyszała. I jeszcze ta maska na twarzy! Pewnie założył ją, bo chciał ukryć swą prawdziwą tożsamość. Można by również pomyśleć, że to jakiś niesmaczny kawał Louisa. To nawet bardzo prawdopodobne. Przecież, jaki normalny człowiek włóczy się, ubrany w maskę, po opuszczonej operze i rozmawia ze spadającymi z sufitu córkami swoich dawnych uczennic? Już więcej się do Louisa nie odezwie! Przecież spadając, mogła sobie coś złamać. Swoją drogą, ciekawe kto jest wspólnikiem tego kawału?
Emilie doszła do takich wniosków, chodząc wzdłuż pierwszego rzędu. Tam i z powrotem... Tam i z powrotem. Zaczęła trząść się ze złości i obmyślać plan zemsty. Rozczarowanie dławiło ją w gardle. Straciła przyjaciela i ostatnią szansę na sukces. Ze złością kopnęła jakiś kawałek drewna, który nawinął jej się pod nogę.
- Czy mogę cię prosić, abyś nie demolowała mojej opery? – usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Erykiem. Zaskoczyło ją, że nie usłyszała kroków, kiedy do niej podchodził, i to, że w ogóle się zjawił, w końcu przed chwilą doszła do wniosku, że nie istnieje. Zaczęła krzyczeć.
- Przestań! – wrzasnął Eryk, kiedy krzyk Emilie zaczął się niepokojąco przedłużać.
Dziewczyna posłuchała.
- Na Boga, czego się tak przestraszyłaś? Przecież już raz mnie widziałaś!
- Myślałam, że w operze nikogo nie ma.
- Ja zawsze tutaj jestem – powiedział Eryk i cofnął się parę kroków, zwiększając odległość między nimi. – Po co znowu tu przyszłaś?
- Chciałam się z panem zobaczyć. Mam do pana prośbę.
- Czy ja wyglądam na osobę gotową spełniać prośby bogatych, rozkapryszonych pannic? – burknął Eryk, a Emilie wolała udawać, że tego nie usłyszała, choć krew zawrzała ze złości w jej żyłach.
- Za dwa tygodnie odbywa się przesłuchanie do roli Diany w „Orfeuszu w piekle”, a ja bardzo chciałabym je wygrać.
- Widzę, że poszłaś w ślady matki – powiedział mężczyzna, odwracając się do Emilie plecami.
Dziewczynie wydawało się, że jego uwagę pochłonął widok jednej z lóż na pierwszym piętrze, która się jeszcze nie zawaliła.
- Tak, lecz w odróżnieniu od matki, mam zamiar zrobić karierę. A „Orfeusz” jest moją wielką szansą. Jeśli zagram tę rolę, na pewno zostanę zauważona.
- Ambitny plan.
- Owszem. I wierzyłam, że uda mi się go zrealizować, lecz dzisiaj dowiedziałam się, że lekcje, które pobierałam u Monsieur Rouxa są odwołane. Na dwa tygodnie przed przesłuchaniem zostałam bez nauczyciela. A tyle jeszcze muszę się nauczyć!
Dopiero teraz Eryk przestał wpatrywać się w lożę i skierował wzrok na Emilie. Dziewczynie wydało się, że w jego oczach dostrzega zaskoczenie i strach. Już wiedział, o co chce go poprosić. Tylko dlaczego się tego bał?
- Czy mógłby mnie pan uczyć śpiewu?
- Nie – odpowiedź padła natychmiast.
- Ale ja pana bardzo proszę! Nie mam nikogo innego, do kogo mogłabym się z tym zwrócić. Przecież musi być pan genialnym nauczycielem, skoro tak dobrze wyszkolił moją matkę.
- Twoja matka była wyjątkowo pojętną uczennicą.
- Ja też jestem pojętna. Proszę mi nie odmawiać. To tylko dwa tygodnie! Zapłacę podwójną stawkę.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy – mężczyzna był nieugięty.
- Zrozum Eryku, jeśli nie dostanę tej roli, być może, już nigdy nie wystąpię w operze!
- Nie przesadzaj. Jeśli masz dobry głos, prędzej czy później, ktoś cię zauważy. A poza tym ludzie na pewno jeszcze pamiętają twoją matkę, co może ci bardzo pomóc, więc nie próbuj mi wmówić, że rujnuje twoją karierę.
- Może ma pan rację, ale ja nie chcę czekać na kolejną taką okazję.
- To twoja sprawa – powiedział Eryk i zaczął iść ku wyjściu.
- Poczekaj!
Emilie dogoniła go i złapała za rękaw fraka.
- Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Dlaczego zachowujesz się w stosunku do mnie tak niemiło? Sprawiasz wrażenie, jakbyś mnie nienawidził, a ja nie wiem dlaczego – dziewczyna zrobiła pauzę, czekając na wyjaśnienia, lecz Eryk milczał.
- Kim ty w ogóle jesteś? – Emilie znowu zaczęła mówić podniesionym głosem. – Dlaczego nosisz tę dziwną maskę? Skoro jesteś tak dobrym nauczycielem, to dlaczego nie słyszałam o tobie? Albo, dlaczego moja matka mi nigdy o tobie nie wspomniała? I co ty robisz w tej operze? To nie jest normalne, przebywać cały czas w opuszczonym budynku.
Emilie, w końcu, puściła rękaw Eryka i zaczęła iść w kierunku wyjścia, jednak zatrzymała się w połowie drogi.
- Jesteś albo przestępcą ukrywającym się przed prawem, albo szaleńcem – powiedziała.
Już miała wyjść z sali przedstawień, kiedy usłyszała cichy głos Eryka.
- Dobrze, zgadzam się. Tylko, żebyś potem nie żałowała swojej decyzji.
- Na pewno nie będę żałować. Dziękuję.
Emilie nagle przestała przeszkadzać, że mężczyzna może być przestępcą bądź psychopatą.
- Kiedy pierwsza lekcja? – spytała.
- Przyjdź tutaj jutro. Tylko zabraniam ci komukolwiek mówić o naszych lekcjach – odrzekł Eryk i zniknął za jednymi z wielu drzwi, prowadzących do innych pomieszczeń opery.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fellka



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 467
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kąt Opery Garnier

PostWysłany: Sob 16:40, 27 Sty 2007    Temat postu:

Caille, a ja bym chciała, żebyś zajęła się też tematyka inną (tzn. potterowską,oczywiście) Very HappyVery Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:31, 27 Sty 2007    Temat postu:

Potteromania przeszła mi już kilka lat temu, więc raczej nic z tego nie będzie Wink
Pracuję teraz nad czymś swoim, w pewnym stopniu opartym na Upiorze, ale jak na razie nie będę chyba tego umieszczać na forum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fellka



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 467
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kąt Opery Garnier

PostWysłany: Sob 17:36, 27 Sty 2007    Temat postu:

Łe tam!!!! Jestem głęboko rozczarowana :/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kuncyfuna



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Nie 10:50, 28 Sty 2007    Temat postu:

Dobrze, ze powiazalas Emilie z Upiorem...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:47, 29 Sty 2007    Temat postu:

Tej nocy Emilie długo przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Cały czas myślała o tajemniczym Eryku. Cieszyła się, że będzie ją uczył, choć jednocześnie bała się go. Doszła do wniosku, że mężczyzna musi być niezdrowy na umyśle, skoro chodzi po opuszczonej operze, ubrany w maskę zasłaniającą połowę twarzy. Miała tylko nadzieję, że nie kłamał, mówiąc, iż był nauczycielem jej matki. Gdyby nie zakaz milczenia, nałożony przez Eryka, od razu napisałaby list do domu.
Jednak, po dłuższym zastanowieniu, Emilie doszła do wniosku, że może wydobyć od matki potrzebne informacje, jednocześnie nie narażając się Erykowi.



W pewien słoneczny poniedziałek, Christine siedziała w bawialni swojej rezydencji i czytała książkę. Ciepłe promienie słońca wpadały przez wielkie okna, robiąc pomieszczenie jasnym i przytulnym.
Kobieta oderwała na chwilę wzrok od powieści i wyjrzała do ogrodu. Z daleka rozpoznała przygarbioną sylwetkę ogrodnika Andre, przycinającego żywopłot. Było późne lato i roślinność utraciła już świeżość. Drzewa mieniły się na żółtozielono. Jedynie wielka fontanna z aniołkami dmącymi na trąbach, trwała niezmienna przez cały rok.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i Christine odwróciła się od okna.
- Proszę – zawołała.
Do bawialni weszła Ignes, pokojówka służąca w ich domu od urodzenia się Emilie.
- Przyszedł list, proszę pani – powiedziała, wręczając Christine kremową kopertę z namalowanym kwiatkiem zamiast pieczęci, co świadczyło, że pochodzi od Emilie.
Kiedy pokojówka wyszła, kobieta czym prędzej otworzyła kopertę, pogrążając się w lekturze.
Emilie pisała o swoich postępach w nauce, o zbliżającym się przesłuchaniu, o Paryżu, który zachwycił dziewczynę... List uspokajał skołatane nerwy matki, która rozstała się ze swoim jedynym dzieckiem. Dopiero postscriptum sprawiło, że Christine zbladła i kurczowo złapała się oparcia fotela.
Emilie pisała:
„PS Słyszałam, że uczył Cię śpiewu jakiś dziwny, nikomu nieznany nauczyciel. Dlaczego nigdy mi o nim nie mówiłaś? Kim on był? Niezręcznie jest mi dowiadywać się czegoś o własnej matce, od obcych ludzi, więc lepiej napisz mi coś na jego temat.”

Christine zaczęła niespokojnie chodzić po pokoju, zastanawiając się, co zrobić.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Raul i widząc swoją żonę bardzo roztrzęsioną, spytał o przyczynę takiego stanu. Kobieta bez słowa podała mu list.
Po przeczytaniu, Raul kazał Christine usiąść i zapytał:
- Co masz zamiar powiedzieć Emilie?
- Nie wiem. – Kobieta z nerwów wykręcała sobie palce.
- Kochanie, posłuchaj mnie. Nie widzę powodu, dla którego chcesz ukrywać przed Emilie tę historię. Przecież nie zrobiłaś nic złego. Zresztą od kilkunastu lat nie rozmawialiśmy na ten temat, gdyż zrobiłaś z niego tabu. Dlaczego? Przecież wiem, że Eryk nadal jest obecny w twoich myślach.
- Kiedy urodziła się nasza córka, udało mi się odzyskać wewnętrzny spokój. – Christine schowała twarz w dłoniach. – Wcześniej obwiniałam się o to, że go zdradziłam i oszukałam. Przez te wszystkie lata starałam się o nim nie myśleć. Wiem, że to niemądre, ale boję się, że kiedy zacznę o nim mówić, cały ten pozorny spokój gdzieś pryśnie, a ja znowu stanę się młodą dziewczyną zamkniętą w szponach Upiora.
- Przecież Upiora już nie ma! Na pewno dawno umarł lub ukrywa się gdzieś w Paryżu albo innym miejscu na świecie. On już cię nie pochwyci!
- Pewnie masz rację, Raulu, lecz ja, mimo wszystko, wierzę, że gdzieś jest i tylko czeka na okazję...
- Nie mów tak! To nieprawda. I wiesz co? Uważam, że powinnaś pojechać do Paryża i zmierzyć się z przeszłością. Opowiedz Emilie całą historię. Przespaceruj się rue Scribe. Zobaczysz, że to ci pomoże.
- Nie mogę, Raulu. Przynajmniej nie teraz. To dla mnie za trudne.
- Przecież nie mówię, żebyś pojechała tam dziś czy jutro. Myślę, że pierwsze przedstawienie naszej córki będzie dobrą okazją.
- Znając naszą córkę, na to nie trzeba będzie długo czekać.
Christine przytuliła się do Raula, w myślach dziękując Bogu za to, że dane jej było mieć za męża tak wspaniałego człowieka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christinka



Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bogatynia

PostWysłany: Nie 19:23, 25 Mar 2007    Temat postu:

Caille wklejasz swoje opowiadanie po kawałkach prawda?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:55, 26 Mar 2007    Temat postu:

Tak, po kawałkach Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christinka



Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bogatynia

PostWysłany: Wto 18:26, 27 Mar 2007    Temat postu:

Ech... To na kilka ostatnich rozdziałów będę musiała poczekać... Bo resztę juz sobie skopiowałam na komputer Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caille
Administrator


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:22, 28 Mar 2007    Temat postu:

Po niespokojnie przespanej nocy, Emilie po raz trzeci udała się do Opery Populaire. Jej wczorajszy entuzjazm z jakim wbiegała po schodach w holu, dzisiaj prysnął, jednak dziewczyna wiedziała, że pobieranie lekcji u tajemniczego Eryka było, jak na razie, najlepszym rozwiązaniem.
Kiedy Emilie weszła do sali przedstawień, mężczyzna już na nią czekał. Przechadzał się między resztkami krzeseł, przy okazji wbijając w powietrze tumany kurzu swoją długą peleryną.
- A miałem nadzieję, że się rozmyślisz – powiedział na powitanie.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło - odparła Emilie ze słodkim uśmiechem.
Niestety Eryk pozostał niewzruszony na uroki dziewczyny. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę, co podziałało na Emilię trochę deprymująco, gdyż była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni nie pozostawali obojętni na jej uśmiech. Zawsze ją to bawiło.
- Zaśpiewaj coś, abym mógł się zorientować, czy w ogóle powinienem marnować dla ciebie czas.
Emilie stwierdziła, że Eryk musi być ulepiony z innej gliny niż pozostali mężczyźni i już nawet zaczęła się przyzwyczajać do jego uszczypliwości. Uśmiechnęła się jeszcze raz i zaczęła śpiewać jedną z dwóch arii, którą, jako Dianie, dane byłoby jej zaśpiewać.
Kiedy skończyła spojrzała pytająco na Eryka. Ten jednak w ogóle nie skomentował jej popisu, lecz od razu przeszedł do ćwiczeń, które, jego zdaniem, były Emilie potrzebne.
Gdy, dwie godziny później, dziewczyna opuszczała Operę, stwierdziła, że choroba Rouxa była najlepszą rzeczą jaka mogła ją teraz spotkać. Eryk okazał się wspaniałym nauczycielem. Podczas lekcji udzielił jej wiele cennych rad i Emilie wiedziała, że przez te dwie godziny nauczył się więcej niż z Rouxem przez tydzień.
Choć ta lekcja była dla dziewczyny również swego rodzaju ćwiczeniem charakteru, gdyż Eryk nie szczędził jej przykrych uwag i drwin, kiedy śpiewała inaczej niż on od niej wymagał, to jednak Emilie obiecała sobie, że będzie dla niego słodziutka jak miód, choć ściskało ją w dołku na myśl, że jeszcze przez dwa tygodnie będzie musiała to znosić.



Nazajutrz, Emilie od razu po przebudzeniu skreśliła kolejny dzień na kartce papieru przyklejonej do lustra, gdzie odliczała dni do przesłuchania. Zostało ich już tylko dwanaście.
Dziś również miała iść na lekcję, gdyż Eryk stwierdził, że dostanie rolę tylko jeśli będą codziennie ćwiczyć. Jednak spotkanie miało się odbyć dopiero popołudniu, a rano Emilie obiecała Karen, że pójdą odwiedzić babcię przyjaciółki.
Sędziwa Antoinette Giry, niegdysiejsza kierowniczka baletu, mieszkała na przedmieściach Paryża i opierała się wszelkim próbom pomocy ze strony swojej córki. Staruszka twierdziła, że duma nie pozwala jej żerować na jedynym dziecku i sama dzielnie sobie radziła z prowadzeniem domu.
Koło południa Emilie znalazła się w staroświeckim saloniku starszej pani, ugoszczona herbatą i piernikami, a gospodyni z przejęciem mówiła:
- Twoją matkę traktowałam jak córkę. Choć już dawno się nie widziałyśmy, to nadal utrzymujemy kontakt listowny. Ty, kochanie, jesteś moją wnuczką tak samo jak Karen. Wiem, że tu w Paryżu nie masz nikogo, dlatego wiedz, że do mnie zawsze możesz się zwrócić w potrzebie.
- Dziękuje pani. – Emilie wzruszyły te bezinteresowne słowa Madame Giry.
- A jak tam twoje lekcje muzyki? – Starsza pani zmieniła temat. – Robisz postępy?
- Owszem. Monsieur Roux jest bardzo dobrym nauczycielem.
Emilie wolała dochować obietnicy danej Erykowi i nikomu nie wspomniała o swoim nowym mentorze. Jednak pomyślała sobie, że Madame Giry mogłaby coś o nim wiedzieć.
- Monsieur Roux wspomniał ostatnio, że moja mama miała jakiegoś dziwnego nauczyciela i to właśnie dzięki niemu miała szansę zrobić karierę. Znała go pani?
- Znałam, pewnie, że znałam. – Staruszka nie miała zamiaru rozwijać swojej wypowiedzi.
- Kim on był? – zapytała od niechcenia Emilie.
- Był wspaniałym muzykiem i kompozytorem, którego geniuszu świat nigdy nie poznał. Karen, czy mama kupiła ten materiał, o który ją prosiłam?
Kiedy Madame Giry tak szybko zmieniła temat, Emilie zrozumiała, że już nic więcej się nie dowie o Eryku.



Idąc na piątą lekcję z Erykiem, Emilie była wyjątkowo wściekła. Próbowała się wypytać mamy Karen o mężczyznę, lecz ta tylko stwierdziła, że lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Wszyscy znali Eryka, ale nikt nie chciał jej nic powiedzieć! Do tego jeszcze mżawka, która padała, kiedy wychodziła z domu przerodziła się w prawdziwe urwanie chmury i Emilie wkroczyła do Opery przemoczona i zmarznięta.
Eryk nie przejawiał dużego zainteresowania jej stanem i od razu kazał dziewczynie zaśpiewać I arię z „Orfeusza”, co jednak wyszło koszmarnie, gdyż Emilie cała się trzęsła i głos jej drżał.
- Gorszego wykonania jeszcze nie słyszałem – stwierdził Eryk. – Nie radziłbym ci tak śpiewać podczas przesłuchania, gdyż wtedy nawet to, że jesteś córką Christine ci nie pomoże.
- A co, myślisz, że przyjmą mnie tylko ze względu na moją matkę? – zaczęła znienacka krzyczeć Emilie. – Chyba nie sądzisz, że wszyscy pamiętają o jakieś śpiewaczce sprzed dwudziestu laty, która miała szansę na karierę, ale z niej zrezygnowała?
- Swego czasu było o twojej matce bardzo głośno – powiedział Eryk spokojnym tonem. – Zwłaszcza po jednym z przedstawień...
- Ale to było dwadzieścia lat temu! Ile ty mogłeś mieć wtedy lat? Piętnaście? Dwadzieścia? I co, tak dobrze pamiętasz to przedstawienie?
Emilie zazwyczaj szybciej mówiła niż myślała. Również teraz, dopiero po zapytaniu Eryka o wiek, do dziewczyny dotarł pewien absurd, którego wcześniej nie zauważyła.
- Jak mógł pan uczyć moją matkę śpiewu, skoro sam był wtedy dzieckiem? - zapytała najspokojniej jak potrafiła, w tym stanie.
Eryk jakby zamarł na chwilę, lecz zaraz pospieszył z odpowiedzią.
- Od urodzenia miałem muzykę we krwi.
- Niewiele o panu wiem, ale nawet te strzępki informacji, które udało mi się uzbierać, są jakieś nieprawdopodobne. Okłamuje mnie pan.
- Wszystko co mówiłem jest prawdą.
- No to nie mówi mi pan całej prawdy!
Eryk spuścił głowę pod wpływem wzroku Emilie i szybko zmienił temat:
- Nie jestem tu po to, aby się z tobą kłócić. Albo zaśpiewasz porządnie I arię, albo ja kończę nasze lekcje.
Dziewczynie, postawionej pod murem, nie pozostało nic innego, jak spełnić polecenie Eryka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Angel of Music Strona Główna -> Twórczość phanów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin